sobota, 21 stycznia 2012

DZIECIŃSTWO cz.1

D RU G A
księga  rozwiera  się  szeleszcząc  stronicami  już  nie  
epok  i  stuleci , ale  początkiem  lat  czterdziestych
współczesnego  wieku.
Macki  hitlerowskiej  machiny  wyciągają  się
w  stronę  wszystkich  kontynentów . We  wschodniej  Europie, 
nad  Wołgą , przeważa  się  szala  wielkiej  wojny.
A  moje  najmłodsze  lata  w  podbitej  ojczyźnie  upływają
w  Żegiestowie  i  Łomnicy . Przemija  bezpowrotnie smutne
dzieciństwo  tak , jak  przemijało  wtedy  podobnym  do  mnie
dzieciom  wojny .

 *  "MARYŚKA"  - willa  w  Żegiestowie  nad  Popradem
* oficerowie  III-ej  Rzeszy  i  moje  odczucia
* kościółek  w  Żegiestowie-Zdroju  i  odbudowa  tunelu  kolejowego
* ekspansja  Niemiec :  podbój  Danii , Norwegii , Belgii , Holandii , Francji , Włoch  i  Egiptu
* aresztowania  i  egzekucje  w  Polsce
* Łemkowie  w  Żegiestowskiej  wsi
* siostra matki pokojówką  u  niemieckiego  inżyniera  na  Łopacie  i  przenosiny  do  Turki n/ Stryjem
* odwiedziny  cioci  i  pierwsze  polskie  wiersze
* Niemcy  na  Krecie  i  w  Grecji
* napaść  Hitlera  na  Rosję
* Stany  Zjednoczone  w  wojnie  z Niemcami  i  Japonią
* miasto  koło  Krakowa : Oświęcim  i  rządy  Gubernatora  Franka  w  Krakowie
* plany  III-ej  Rzeszy
* nowe  mieszkanie : budka kolejowa  nr 115  pod  Łomnicą
* piękno  doliny  Popradu
* pociągi - widma- z Żydami  jadą  do  Oświęcimia
* kościół  w  Piwnicznej-Zdroju
* zabawy  i  obowiązki  dziecka
* nad  Wołgą , pod  Stalingradem , zatrzymana  ofensywa
* Alianci  w  Algierii  i  Maroku
* odwrót  niemieckich  armii
* niezapomniana  choinka
* smutne  i  szybkie  dzieciństwo  w  latach  1939- 1942
* a  jednak  dzieciństwo  to  wspaniała  rzecz
* * * * *

               Nastały  w  ten  czas  dni  ponure , smutne wieczory , długie  noce,
do  sedna  tej  smutności  wokół  daremnie  próbowałem  dociec.
Do  innej  willi  nad  Popradem "MARYŚKA"  żeśmy  powrócili ,
drewniany  duży , ładny  czworak , pokoje  na  poddaszu  były .
Ojciec  do  pracy  szedł  w  tunelu , przez  naszych  był  wyminowany,
a  matka  prała  Niemcom  szmatki . Oficerowie  też  mieszkali
na  drugiej  stronie  owej  willi . Obok polowa  stała  kuchnia.
Jakiś  nieznany  twardy  język  słyszałem  na  żołnierzach  ustach . (...)
                Wieczorem  przychodzili  do  nas , chleb  przynosili  i  cukierki,
od  matki  brali  czyste  pranie, dawali  jakieś  jej  papierki .
Pamiętam  nawet , w  któryś  wieczór , w  sześćdziesiąt  sześć jak  u  nas  grali.
To coś  krzyknęli, to  znów  cisza , to  znowu  się  rubasznie  śmiali.
Jam  obojętny  był  co  do  nich , nim  ich  nie  lubił , ani  gardził .
Mój  wiek  się  liczył  na  pięć  latek , nie  mogłem  być  zły  ani  hardy.
Nie  rozumiałem  co  się  stało . Na  takie  sprawy  byłem  mały .(...)
               Pamiętam  taki  dzień , niedziela . Tu  wszystko  było  tak  inaczej .
W  tym  dniu  mój  ojciec  się  nie  spieszył  do  zwykłej  swojej  ciężkiej  pracy.
Matka  nas  rano  ubierała  w  inne ubranka  wraz  z  Ryszardem 
i  szliśmy  w  czwórkę  do  kościoła, a  drogi  spory  był kawałek.
Koło  Popradu  szliśmy  raźno , Żegiestów  wieś  żeśmy  mijali,
potem  do  Zdroju  pięli  się  pod  górę . Mały  kościółek  stał  na  skałach,
jak  gdyby  jakieś  drzewo , cały  wśród  liści  i  w  konarach.
A  w  środku  cisza , tylko  czasem  ktoś  w  jakimś  bardzo  dziwnym  stroju
nieznanym  dla  mnie  głosem  śpiewał, później  tym  głosem  coś  znów  mówił.
Na  końcu  wchodził  na  ambonę i  -  W  imię  Ojca ...  rozpoczynał.
Mówił  o  jakimś  coś   Chrystusie .W  kościele  wtedy  była  cisza.
Gdyśmy  z  kościółka  wychodzili , jakaś  mnie  pani  podnosiła :
- Anielu , ale  rośnie  Alek  - śmiejąc  się  matce  tak  mówiła ,
a  druga  znowu  brata  Ryśka  w  ramionach  kołysała , 
a  matka  patrząc  na  to  wszystko  uśmiechać  nam  się  polecała .
Potem  w  powrotną  szliśmy  drogę . Ojciec  zostawał  z  kolegami,
w  domu  kazano  grzecznie  siedzieć , by  nie  pobrudzić  znów  ubranka.
Siedzieliśmy , poważne  miny . Na  stole  wnet  się  zjawiał  obiad ,
ojciec  dochodził  i  we  czwórkę  jedliśmy  tak  niedzielną  porą .

               A  po  obiedzie  my  dwaj  z  matką  szliśmy  powoli  na  Łopatę ,
tam ciotka  nasza  pracowała  za  pokojówkę  i  kucharkę .
Inżynier  Dewitz  ją  wynajął , tunel on  tutaj  nadzorował ,
Polkę , Halinę  , miał  kochankę . To  z  nią  się  znała  nasza  ciotka.
Ona  jej  pracę  załatwiła . Niedzielną  poobiednią  porą
ciotka  czas  wolny  miała  wtedy . W  zacisznym  siadaliśmy  pokoju .
Dwie  siostry  wspominały  sobie , czasem  nadeszła  ta  Halina ,
cukierkiem  nas  poobdzielała  i  pogłaskała  po  czuprynach .
Zabawki  skądś  nam  naznosiła i  świat  przestawał  dla  nas  istnieć,
a  tylko  siostry  coś  mówiły  o  modzie, wojnie  i  o  wszystkim.
O  tym , czym  małe  miasto  żyje , gdy  wszyscy  się  naokół  znają.
Tak  popołudnie  nam  schodziło . Później  wracaliśmy  do  domu.
Pamiętam , zawsze  na  odchodnym, matka  taszczyła  wielką  torbę.
Ciasto , wędliny  i  konserwy, nawet  bombonier  szelest  doszedł .
Dziś  wiem , z  zapasów  inżyniera  było  ukradkiem  to  dawane,
bo  oni  opływali  w  wszystko, wszystko, co  było  nam  zabrane. (...)

               Pamiętam , coś  nieprzyjemnego . Tuż  obok  stacji  był  sklepikarz.
Sprzedawał  żywność , inny  towar . Często  zaglądał  do  kielicha.
Przychodził  do  nas, grano  w karty . Przynosił  ciastka , czasem  piwo .
I  właśnie  w  któryś  zwykły  wieczór  to  nieprzyjemne  się  zdarzyło.
Chrupałem  okrąglutkie  ciastka  a  oni  w  kary  raźno  grali, 
nagle  poczułem  bóle  głowy  i  ktoś  z  nich  piwo  mi  przystawił,
by  tylko  łyczek , że  ból  przejdzie , matka  się  głośno  sprzeciwiała.
Raptem wypiłem  i  po  chwili  głowa  już  była  ociężała .
Potem  zrobiło  mi  się  gorzej, tak  źle, że  jakby  ścierka  zbladłem,
na  końcu  piwo  wraz  z  ciastkami  na  łóżko  im  zwymiotowałem.
Zaduch  poczułem  piwa  taki , nie  tknąłem  go  do  lat  dwudziestu !
Co  to  się  w  życiu  nie  przydarzy  małemu  nawet  czasem  dziecku !(...)

               I  miało  dziecię  swoje  sprawy , zwyczajne  proste  dziecko  wojny .
Spokojne  niby  moje  życie. A  wokół  czas  szedł  niespokojny .
Hitlera  kęsek  nie  urządzał . Gdy  Polska  padła  mu  do  kolan,
to  w  swojej  chorej  wyobraźni  zataczał  sztabom  szersze  koła .
Szedł  dziarsko  Wehrmacht , but  stukotał  i  w  rok  po  klęsce  wrześniowej
uderzył  w  Danię  i  Norwegię  i  opluł  ją  stalowym  ogniem.
W  tym  samym  roku  uderzyli  w  Belgię , Holandię  i  Luksemburg .
I Europa  zrozumiała , że  będą  dalsze klęski .
W  tymże  to  roku  dumny German  szedł  w  defiladzie  poprzez  Paryż.
Nad  Anglią  pierwsze  samoloty  niemieckie  piekło  zwiastowały .
Włochy  przechodzą  do  Hitlera , zajmują  Libię , później  Egipt .
Tak  ta  spirala  się  rozszerza . Co  będzie  dalej , nikt  nic  nie  wie.
I  prze  ekspansja  hitlerowska  a  czapki  z  trupimi  główkami
podbitym  ludom  pokazują , co  to  jest  Rzesza, czym  jest  nazizm.
Apetyt  rośnie  pruskiej  bestii , pożera  coraz  nowe  kraje .
Kiedy  to  wszystko  się  zatrzyma  i  maj  znów  pachnieć  będzie  majem ?
Lecz  maj  ten  jeszcze  jest  daleki . Słowa  prorocze  go  nie  wskrzeszą .
               Koło  Krakowa  jest  miasteczko  ciche, spokojne. Ale  wejdzie
wnet  do  historii  jako  zgroza . Coś , co  się  nie  śni  człowiekowi.
Wyzwoliciele  w  nim  spotkają  stosy  popiołów , sterty  kości .
Stosy  popiołów  z  ciał  milionów  i  sterty  kości  zwykłych, ludzkich .
Spotkają  hałdy  ludzkich  włosów  i  z  ludzkiej  skóry  rękawiczki .
Komory  zobaczą  gazowe , zobaczą  również  krematoria .
Takim  to  tutaj będzie  obóz  i  tak  on  przejdzie  ad  memoriam .
                Tak  było  nie  za  długo  przecież , zaledwie  jeden  rok  po  wrześniu , 
a  tylko  matki  zapłakały , przepadło  nagle  polskie  dziecko .
Tu  znów  mąż  nie  powrócił  więcej  do  jednej  z  brzegu  polskiej  chaty.
Do Rzeszy  nagle  wywieziony  na  pracę  i  na  kazamaty . (...)
               W  Żegiestów  Wsi , tej , nieopodal , mieszkali  Łemcy , to  ich  miano .
Do cerkwi  w  niedzielę  chodzili . Bardzo  robotny  to  był  naród.
Pnie  karczowali , całe  lasy. Sadzili  wokół  jęczmień, owies.
Polacy  ich  tolerowali . Skąd  przyszli - kto  się  dzisiaj  dowie ?
Z  Rosji ?  Z  Bułgarii  czy  dalekiej ?  Pisali  wszystko  cyrylicą .
Ikony  w  cerkwiach  ich  jak  żywe . W  ołtarzach  carskie  wrota  świecą .
Każda  wieś  miała  własną  cerkiew . Każda  wieś  miała  swego  popa .
Było  tych  wiosek  kilkanaście . Mógłbym  je tu dokładnie  podać .
Jak  rzekłem  , pracowity  naród . Na  targu  wtedy  było  wszystko :
masło  i  sery,  jajka , kury i  było  tez  wszelakie  mięso .
Do  miasta  raz  na  tydzień  wyszli  o  sól , po  naftę  i  po  cukier.
Wieś  żegiestowską  zapełniali  a  język  ich  z  dialektu ruski .
To  z  tej  wsi  do  nas  przychodziła ,  a  Teodora  jej  na  imię ,
masło  i  mleko  przynosiła , a  czasem  jajka  lub coś  inne .(...)
Po wojnie  Teodorę  kędyś  w  zachodnie  ziemie  wysiedlili .
Czy  jeszcze  żyje ? Czy  pamięta  odpryski  żegiestowskiej  chwili ?(...)

               Wszak  bym  zapomniał . W  międzyczasie  tunel  już  otwarł  torom  drogę.
Dewitz  opuszcza  już  Żegiestów . Razem  z  nim ciotka  się  przenosi .
Turka, Drohobycz, Stanisławów  tam  długie  mosty  będzie  wznosił .
Zabrakło  nam  już  ukochanej  poczciwej  naszej  dobrej  ciotki .
Już  na  Łopatę  żeśmy  nie  szli . Nie  było  po  co  i  do  kogo .
Za  to  co  pewien  czas  zjeżdżała , dość często , do  naszego  domu.
Opowiadała  straszne  rzeczy,  co  tam  Własowcy  wyprawiają ,
jak  księżom  na  ich  gołych  plecach  ornaty  nożem  wyskrobują.
Jak  maltretują  polską  ludność , jaki  los  kobiet  jest  w  ich  rękach.
Włos  jeżył  się  na  mojej  głowie. Nie  mogłem  długo  tego  słuchać.
Okropność  wojny  do  mnie  doszła , martwe  swe  przybliżyła  lica.
Dane  mi  później  będzie  ujrzeć  tamto  i  owo . Potwornica.
Ta  wojna  straszna . Małym  dzieciom  bestialstwa  wpycha  w  małą  głowę .
Lecz  kto  się  wtedy  tym  przejmował , gdy  z  dala  szły  problemy  nowe.
Ciotki przyjazdów  nie  lubiłem  od  tamtej  straszliwej  pory,
gdy  głośno  nam  opowiadała , co  człowiekowi  czyni  człowiek.
Mówiła  jeszcze , że  ten  Dewitz  jest  bardzo  ludzki . Że  gdy  wieczór
nastaje , na  noc  do  swych  piwnic  Polaków  zgarnia . Schron  im  czyni.
Rano  wypuszcza , by  gestapo  nie  wpadło  na  ślad  jego  skrytki .
Czasami  ludzki  bywa  Niemiec . Nie  zbrodniarzami  oni  wszyscy .
Znów  raz , pamiętam, przyjechała  z  walizki  książkę  w rękę  chwyta,
i  nas przywoła  do  porządku , a  potem  wiersz  jakiś  czyta .
I  snuje  się  opowieść  nagła  o  ojcu , zbójach  i  o  wzgórzu,
jego  powrocie , ocaleniu . Jakiż  się  dziwny  świat  wynurzał .
Dziwne. Czytała  to  z  pięć  razy , bo  żeśmy  tego  bardzo chcieli,
do  dziś  ten  wiersz  zapamiętałem - "Pójdźcie  dziatki " . Epopea
powrotu  ojca , ocalenia . Wiersz ,który twarde  serce  skruszy.
Później  nam  drugi  wiersz  czytała . Ten  wiersz  był  o  dwóch  różnych  duszach.
Też  go  pamiętam , to i  owo  w  pamięci  się  już  nie  ostało .
Gdy  starszy - chciałem  znać  autora . Nie  dokopałem  się  do  prawdy .(...)

                Dobiegał  końca  ociężale  czterdziesty  pierwszy . A  co  w  świecie ?
Huragan wojsk  pancernych  Rzeszy  w Jugosławii , jest  na  Krecie .
Wnet  Panteonem  wstrząsną  salwy . W  Atenach  kroczy  Trzecia Rzesza .
Japonia , sprzymierzeniec  Niemiec, na  Pearl  Harbour  ogniem  mierzy.
A  w  czerwcu  tego  właśnie  roku  hordy  germańskie  prą  na  Rosję .
Miliony  ludzi , tysiące  czołgów , tysiące  ciężkich  samolotów.
Listopad : będą  już  pod  Moskwą , pod  Leningradem  i  Rostowem.
Los  Europy  powolutku  wydaje  się  przesądzony .
Niejeden  pyta ,  jeśli  kędyś  tam  gdzieś  u  góry  Bóg  jest  w  niebie,
czy  nie jest  z  Rzeszą ? Jej  marszami ? Po  prostu  czy  nie  jest  z  Hitlerem ?
Miliony  załamują  ręce  i  szepczą  cicho z  łzą  u  powiek :
Jeżeli  Wschód  też  się  nie  oprze ? Czy  jest  to  już  prawdziwy  koniec ?
A tam, na  wielkich  polach  bitew  niezwyciężona  wciąż  armada
pierwszy  raz  w biegu  wolno  staje . Czyżby  tam  była  zatrzymana ?
Radość ! Wszak  stoi !  Ni  krok  na  przód . Czyżby  swój  trafił  na  swego ?
Świat  z  wolna  oczy wybałusza . Kto  atakuje ?  Kto  oblega ?
Speer , prawa  ręka  władcy  Niemiec , zdwaja  produkcję  czołgów , armat,
a  tam  na wschodzie  wszystko  ginie , jakby  do  błota  nagle  wpadło .
I  świat  zatrzymał  się  na  chwilę , jakby  nad  walką  dwóch  zwierzaków .
Kto - kogo ? Komu  starczy  siły ? Kto pierwszy  śmiertelnie  zachrapi ?
Dywizje  same  doborowe  ze  strony  Niemiec , same  wilki .
Rośli , wyżarci , wypoczęci . Któż  oprze  owej się  potędze ?
Naród  rosyjski  się  opiera . Walka  się  chwieje  na  dwie  strony.
Paulus  coraz  to nowe  wojska  ściąga , skąd  tylko  wciąż  podwody .
Tu  na  bezkresach  dzikiej  dali  czołg  idzie  na  czołg , chłop  na  chłopa ,
bagnet  na  bagnet . Już  nie  żarty . Tu na  tych  polach  jest  historia.
Zaczyna  pisać  stronę  nową . Tu  tylko  być  lub  się  rozstawać.
Takie  zapasy  Rzeszy  z  Rosją  historia  tu  obserwowała .
To ta  się  przegnie , ta  przyklęknie, ta  znów  zadyszy , tamta  zaklnie.
Ale  zapasy  to  prawdziwe  a  walka  trwa  jakby  o  świat  ten.
W  grudniu  czterdziestym  pierwszym  roku , mało  kto  wiedział , kto  zwycięży.
Miliony  wojsk , olbrzymie  sztaby, tysiące  sprzętu  i  oręża .
Lecz  świat  się  cieszył, że  nareszcie  teutoński  but  jest  powstrzymany, 
że  znalazł  się  ktoś  tak  odważny , ktoś  kto  powiedział  koniec , amen .
Rzekł  :  - Dalej  ani  kroku ! Wara ! A  jeśli  marsz  -  to  tylko  odwrót !
I  głos  ten  rozległ  się  po  świecie . Od  wielu  stolic  on  się  odbił.
Ludziom  lżej  zastukały  serca , rumieniec  wyszedł  im  na  lica
i  coraz  częściej  myśli  wszystkich  do  Wschodu  , hen  daleko  lecą .
Gdzie  huk  i  łomot, wycie, dymy , na  ziemi  gdzie  nastało  piekło.
Ilu  myślami , ilu  snami  do  ziemi tej  dalekiej  biegło ?
I jakby  mało  tego  było , że  sierp  wstrzymał  swastyki  butę ,
to  jeszcze  w  grudniu  tegoż  roku  Rzesza  wypowie  Stanom  wojnę .
Pewny  jest  Niemiec , dufny  bardzo, w  takie  mocarstwo  ciskać  dłonią .
I  bożek  wojny  się  przygląda  z  wolna  obydwom  półkulom.
Japończyk  ponad  oceanem  trapi  okręty  dniem  i  nocą .
Na  Stany  bomb  swych  nie  wypuszcza , an  ich  kościoły  i  ich  dworce.
Nie  jeden  raz  mocarstwo  owe  na  wojnie  interes czyniło .
Teraz  się  musi  samorzutnie  w  nią  angażować  z  cała  siłą .
A  moje  życie  w  Żegiestowie  jest  dalej  ciche  i  spokojne .
Za  rok  mam  iść  do  pierwszej  klasy , często  już  nad  tym  myśli  głowa ,
a  szkoła  aż  w  Piwnicznej Zdroju . Daleka  do  niej  wiedzie  droga.
Tu na  tym  skrawku  górskiej  ziemi  wojna  życiorys  też  swój  kreśli.
Ktoś  znów  jest o  coś  posądzony . Kogoś  wywożą  znów  do  Rzeszy.
Egzekucyjny  pluton  też  często  się  tu  zbiera  w  rzędzie.
I  znowu  jeden   mniej  Słowianin , Pogardy  macka  się  rozkręca .

               A  w  mieście , tym  koło  Krakowa, rzędami  stoi  sznur  baraków
i  tor , co  się  tu nagle  kończy . Ludzie  pytają : 
- Taki  zachód  i tyle  pracy ?  Co  tu  będzie ? Fabryki  jakieś  czy  koszary ?
Czterdziesty  pierwszy  dał  odpowiedź . Transporty  ludzi  tutaj zjadą
ze  wszystkich  kresów  Europy. Szwajcar  i  Anglik, Polak , Niemiec,
Norweg  i  Czech, Grek , Portugalczyk. Każdy  z  nich  to wróg  jest  i  jeniec
rosnącej  Rzeszy . Tu  na  rampie,  przy  której  tor  się  nagle  kończy
będzie  selekcja : młodzi, starzy , kobiety, dzieci . Później  rządkiem
jedni  do  komór , inni  do  baraków . Duszeni  dymem  i  cyklonem .
Największa  to  fabryka  śmierci , co  dla  człowieka  wymyślił  człowiek .
Miliony  butów , tysiące  lalek , grzebieni , pasków  i  odzieży
będzie  palone , przerabiane  lub  wywożone  do  Trzeciej  Rzeszy .
Z  trupów  powstaną  góry wielkie  kości , popiołu. Tylko  trawa
bujna  tu  będzie . A  fabryka  ta  będzie  się  wciąż  rozpędzała.
Po  dwóch , trzech  latach  dzienny  przerób  sięgnie  tysięcy  ofiar  dziennie.
Wokoło  druty  i zasieki , przez  które  nawet  myśl  nie  przejdzie.
Miliony  Żydów , Słowian  oraz  innych  narodów  tutaj  kres  swój  znajdzie.
W  mękach , torturach , komorach  głodu . Będzie  to  ukrywana  prawda .
Kto  jeszcze  żyje , dla  innego , co  już  jest  drętwy  rów  wykopie.
W  rowach  tysiące  trupów. Nafta . I  ogień buchnie  po  okopie.
Zasypią  je  jutrzejsze  trupy , bo  jutro  sami  padną  w  fosie.
Komendant  Hesse  zadowolony. W  śmiertelnym  mieści  się  bilansie.
Raporty  wyśle  do Berlina  z  produkcji  śmierci . Statystyka
tak  straszna  i   prawdziwa, że  później  świat  to  pozatyka .

Cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz