czwartek, 19 stycznia 2012

Ciąg dalszy Księgi I "U źródeł istnienia" cz.4

                 Nastaje  rok  trzydziesty  siódmy. Od  Niemiec  coraz  groźniej  pachnie.
Dwuletni  Alek  cóż  wie  o  tym ? W  któryś  dzień  ujrzy  swego  brata  Ryszarda.
Małe  niemowlątko. Bawić  by  się  chciał  nim  jak  lalką .Rodzice  kupią  cacydełka .
On  wie  już  co  to  są  zabawki. Jakiś  motocykl  i żyrafa ,jakiś  samochód , modny  Opel.
Będzie  tym  jeździł , potem  rzucał , taki  jest  przecież  mały  człowiek.
Na  końcu  roku  będzie  gwiazdka , choinka  pełna  ozdób  błyska,
lampiony  w  pamięci  zapisze  i  w  świadomości  zapamięta .
                Józef , brat  Kazimierza , również  ożeni  się , jego  czas  przyjdzie
i  zjadą  z  żoną  do  "Maryśki" . Radośnie  będzie  wtedy  wszystkim.
Wielu  przyjaciół  w  Żegiestowie  poznają  wnet  moi  rodzice .
Dopiero  wojna  to  rozgoni . Nie  pozbierają  się  już  wszyscy .
Nie  siądą  razem  tak  za stołem, sto  lat  nie  zagrzmi  pieśni  echem .
Lecz  ten  czas  jeszcze  jest  przyszłością . Zwykłego  życia  są  uciechy .
Praca  i  dom  i  wychowywanie  dwóch  synów , czasem  czas  na  karty,
to  znowu czyjeś  imieniny , to  jakieś  bale , jakieś rauty .
               Pamiętam  któreś  popołudnie, w  niedzielę , z  matką  nad  Popradem.
Jak  na  dwóch  kocach  baraszkuję , matka  na  słońcu  się  opala .
Strój  kąpielowy  , a  na  głowie , do  dziś  pamiętam , barwny  czepek .
A  potem  w  fali  zwinnie  pływa . Do  dzisiaj  utkwił  mi  ten  szczegół .
               Pamiętam  jak  wybuchła  kłótnia  przy  zwykłych  kartach , jak  to  będzie ?
Czy  przyjdzie  Anglia  nam  na  pomoc ? Jaka  to  Anglia  , sobie  myślę .
A  później  to  ktoś  dodał  :  -  Francja . Co  to  za  panie , myślę  sobie .
Tak  w  młodych  latach  już  historia  czyniła  ze  mnie  patriotę .
A  potem  długo  w  noc  myślałem , toż  przecież  w  domu  jest  w  porządku .
Jak  nam  pomoc  jest  potrzebna ? Ta  jakaś  Anglia , Francja  z  boku ?
Po  co  nam  w  naszym  domu  panie  o  jakichś  dziwnych  tak  imionach ?
Moją  się  myślą  nikt  nie  martwił, nawet  nie  wiedział  o  jej  tropach.
I  coraz  częściej , wszak  pamiętam, to  słowo : wojna , naokoło .
Już  nawet  gości  mniej  zjeżdżało  do  żegiestowskiego  kurortu .
I  coraz  częściej  się  słyszało , gdy  dwóch  się  spotykało  mężczyzn,
że  - My , guzika  nie  oddamy ! Znów  guzik  moim  był  nieszczęściem.
Jaki  to  guzik ? Komu  mamy  oddać  go ? Guzik  przecież  nic to .
A  my  go  jednak  nie  oddamy ? Ale ci  starsi  ze  mnie  szydzą .
Uparli  się , myślałem wtedy , by  opowiadać  mi  zagadki , więc  byłem
zły  i  nadąsany . Aż  w  jeden  dzień  spytałem  matki :
- Mamo, więc powiedz, po co w końcu jest nam potrzebna Anglia, Francja ?
  Czy  w  naszym  tu  maleńkim  domu  nie  dość  jest  dla  nas  tylko  miejsca ?
  I gdzie  te panie  spać  tu  będą ?
Matka  się  tylko  uśmiechała .
- Głuptasku , zostaw  te  historie . - po  włosach  czule  mnie  pogłaskała .
- No , ale  mamo , powiedz  wreszcie, czy  tak  potrzebne  nam guziki ,
   że  ani  jednego nie  oddamy ? Czemu  są  wszyscy  tacy  brzydcy , z  guzika  jakiś
   problem  czynić ?
- Oj,  ty  głuptasku  - szepcze  matka -  czas  przyjdzie , wszystko  sam  zrozumiesz .
I  znów  mnie  czule  pogłaskała .
Największą  jednak  miałem  radość  z  olbrzymim  psem , co  zwał  się  Bobek .
Przemierzać  ogród , patyki  rzucać  a  pies  przynosił  je  do kolan.
Znów  wskoczył  na  mnie  i  przewrócił , a  potem  kładł  się  tuż  na  trawie.
Tak  czas  upływał  na  beztrosce, śmiechu  , bieganiu  i  zabawie .

               Lecz  raptem , bo  historii  koła  nie  zahamujesz  i  nie  wstrzymasz , nastawał
trzydziesty  dziewiąty . Ustały  śniegi . Przeszła  zima .Wiosna  się  roztaczała  wokół  zapachem,
kwiatem , ptaków  śpiewem .
Po wiośnie  lato  nastawało  ciepłe , upalne  jak  Wezuwiusz .
Tysiące  ludzi  znów  zjechało , bo kurort  dawał  siły , zdrowie .
Nic  się  w  zasadzie  nie  zmieniło  w  tym  przedwojennym  Żegiestowie .
A  tylko  moje  małe  zmory , ta  jakaś  Francja  i  ta  Anglia ,
słyszałem  wszędzie  je  naokół , z  baterii  nawet  małego  radia .
Więc  coraz  bardziej  się  dziwiłem , dlaczego starsi  w  takiej  zmowie.
Dlaczego  oni  się  uprali ? Te  panie  miałem  ciągle  w  głowie .
Nienawidziłem  ja  ich  bardzo . Jakby  mi  miały  coś  zabierać .
Taka  się  wtedy  w  owym  mieście  rodziła  nowa  atmosfera .
A  matka  mnie  uczyła  wiersza , tak :
- Kto  ty jesteś ?  Polak  mały ...
Po  kilku  powtórzeniach  wreszcie  wiersz  był  już  jak  mój  prawie  cały .
A  matka  rzekła :
- Wiesz co , dziecko , masz  dobrą  pamięć . Może  kiedyś  ty  na  człowieka
   w  życiu  wyjdziesz . O  ile  w  świecie  nie  będzie  biedy .
Przeminął  lipiec , nastał  sierpień . Upalne  dni, upalne  noce .
A  ja  bawiłem  się  jak  dziecko , jak  dziecko  swego  chciałem  dociec.
A  nie  wiedziałem , bo  skąd  mogłem, że  na  zachodniej  gdzieś  rubieży,
jak  najstraszliwsza  jakaś  bestia , Germania  na  mnie  zęby  szczerzy.
Ja  nie  wiedziałem, byłem  dzieckiem , że  tam  rozkręca  się  machina,
miliony  koni  mechanicznych  ma  Europę  z  ziemią  zrównać .
Ja  nie  wiedziałem , taki  mały , że  wyrok  na  mnie  jest  wydany ,
i  że  to  kwestia  jest  miesiąca . Że  znowu  zacznie  krwawić  naród.
Sierpień  powoli  się  przechylał , stał  na  półmetku  wciąż  gorący ,
a  mnie  w  pamięci  się  nie  śniło :  ostatni  miesiąc  mój  wolności .
W  słońcu  nadziei , w  ciszy  domu , w  ufności  w obliczu  rodziców,
że  będę  długo  musiał  czekać,  ażeby  znów  miesiąc  taki przyszedł .
Kończył  swój  bieg  sierpniowy  miesiąc  trzydziestych  lat , w  dziewiątym  roku.
                Pod  jego  koniec, w któryś  ranek , ojciec  do  domu  raptem  wskoczył .
- Matka ! - zawołał  jedno  słowo . Krótkie , chrapliwe , straszne : -  wojna !
I  stał  się  rwetes  nagle  w  domu . Pierzchła  zeń  cisza  i  zbiegł  spokój .
Szukanie  waliz . Potem  szybko , to  co  pod  ręką . Ja  płakałem , że  gdzieś
motocykl się  zapodział .
-  Nie  marudź ! - krótko  usłyszałem .
Tak  dwoje  ludzi  z  dwojgiem  dzieci , w  rękach  toboły  i  walizki  leciało.
Nieopodal   dworzec . W  pociągu  się  znalazłem  szybkim .
Runęło  nagle coś  nade  mną , marzenia  me  się  zawaliły .
Nerwowe  życie  mnie  rozbodło , ten  pośpiech  walił  we  mnie  z  siłą .
Po  co  jedziemy ?  Gdzie ?  Dlaczego ? Tak  w  Nowym  Sączu  żeśmy  wysiedli.
Ktoś  wozem  podwiózł  nas  kawałek . Resztę  zaś  drogi  żeśmy  przeszli .

               Homrzyska . Jedna  z małych  wiosek . Nawóz  czuć  wokół  i  gnojówkę .
I  nocnik  się  nam  gdzieś  zapodział . A  trzeba  raptem  robić  kupkę .
Pamiętam ,że  za  żadne  cuda  nie  chciałem  zrobić  bez  nocnika .
Takie  problemy  miało  dziecko . Z  bratem  patrzymy  do  kurnika
i  wszystkie  kury  wypuszczamy . Chwytano  je  po  nocnej  porze.
A  potem  do  jakiegoś  domu  obydwaj  żeśmy  chcieli  dobiec .
Brat  się   przewrócił , ja dotarłem  i  otworzyłem  drzwi  powoli,
a  izba  wypełniona  chłopstwem , gęsto , prawie  głowa  przy  głowie .
W  głębi  głos  jakiś , jak  złowieszczy , coś  niezrozumiałego  krzyczał .
Po  latach  ojciec  mnie  wyjaśni , że  wtedy  to  przemawiał  Hitler .
A  chłopi  stali  tak , jak  gdyby  wszystko  im  było  zrozumiałe .
A  potem  to  się  obudziłem  w  tym  obcym  domu  w  białe  rano.
Ujrzałem  krowy, owce , konie . Króliki  małe  w  klatkach  stały .
Aleśmy  z  bratem mieli  radość . Ile  przestrzeni  do  zabawy.
Hasać  po  łąkach , baraszkować . Swojskiego  chleba  gruba  pajda .(...)

               Staje  się  w  końcu  już  raz  któryś , tragicznie staje  się  dziejowo,
że  na  rubieże  z  białym  orłem  nastaje  znowu  obcy  człowiek .
Już  po  raz  któryś  ktoś  podskoczy  do  gardła  Rzeczypospolitej.
Czyż  fatum jakieś  zawisnęło  nad  tym  narodem  z  dorzecza  Wisły ?
Jak  cofnąć  się  do  wstecz , do  dziejów , w  czasy  jak  cofnąć się  Mieszkowe,
nad  Odrą  były   już  zasieki , by  w  nie  obcy  wszedł  człowiek .
A  później  leźli  do  nas  wszyscy : Szwedzi   i  Turcy , Niemiec , Tatar.
Dlaczego  ziemia  ta  ich  nęci , a  życie  nasze  im  przeszkadza ?
I  tak Sarmata  siejąc , orząc , szabelkę  trzymał przy   swym  boku.
Uważnie  patrzył  na  horyzont , czy  nie  nadciąga  znowu  horda ,
a  zasypiając  w  własnej  chacie , pilnie  nadstawiał  nocą  ucha ,
czy  groźny  nie  narasta  tętent , ranny  nie  wbiegnie  do  chaty  sługa .
Miodem  i  mlekiem  plenna  ziemia pachniała  wszystkim  naokoło .
Wabiła  hordy  i  najeźdźców  i  Polak  musiał  stawiać  czoła . (...)

               A  nad  Popradem  stanął  człowiek : hełm , but  podkuty , pies  u  boku .
Pogodził  wnet   się górski  naród , że znowu  lata  są  zaboru .
Narastał  bunt,  lecz  cichy  jeszcze ,  jeszcze  zwiastunów  brak  na  zewnątrz.
Gdy  to  nastąpi , niespokojna  na  ziemiach   tych  zacznie  być  Rzesza .
W  macochy  matki  małym  domu tu  na  Homrzyskach  mało  miejsca.
Rodzice  mówią , jeszcze  trochę , a  już  będziemy  stąd  wyjeżdżać .
Ich  myśli  ciągu  już  nie  pomnę , lecz  nie  wesołe  mieli  miny .
Niepewność  jutra , a  tu  przy  nich  maleńkie  jeszcze  dwie  dzieciny .
Nie  wszystkie  słowa  ich  pamiętam, ale  to słowa  były  smutne,
coś , że  rząd  zdradził , żeśmy  słabi , sojusze , że  były  wierutne .
Lecz  co  dzień  nowy  ranek  wstawał  i  życie  w  garście  trza  ujmować.
Ujmował  naród, jak  kto  umiał . Szła  jesień . Zbiory  zebrać  z  pola  był  czas.
I  w  zwykły  dzionek  któryś  znów  pakowanie  i  walizki ,  z  powrotem
znów  do  Żegiestowa  wiózł  nas  miarowo  pociąg  szybki .
Wracałem , nie  myślałem  o  tym, w  mieścinie  tej  że  będą  zmiany,
że  pociąg  tylko  dotąd  jedzie , bo  tunel  znów  zaminowany ,
że  ujrzę  jakichś  obcych  ludzi  w  innych , jak  nasi  wszak ,  mundurach .
Na  Podkarpaciu  okupacja  jest  hitlerowska ,  bardzo  długa .

                Warszawa  jeszcze  się  broniła . W  Rzeczpospolitej  resztki  wojska
stawiały  opór  silny . Co  dzień  padała   bardziej  Polska .
Jak  nad  Popradem , w  tej  krainie niemiecki  nastawał  porządek .
Policja  ludzi  zamykała . Gestapo - nazwa  jej  i  wątek .
I  padła  Polska . Strzał  ostatni , ostatni  jej  pojmany  żołnierz.
Znów  zapanował  straszny  spokój , w  narodzie  szedł  złowieszczy  pomruk.
Historia  nastawiała  zegar , zegar  był  w  ręku  Trzeciej  Rzeszy .
Odmierzać  będzie  odtąd  lata  aż  do  połowy  lat  czterdziestych.
Ja  się  w  tym  wszystkim  pogmatwałem , sprawy  nie  były  na  mój  rozum.
Z  pociągu  tak,  gdy  wysiadłem, Żegiestów  dawny  był  w  mych  oczach.
Przecież  już  miasto  było  inne . Inna  w  nim  władza , inne  prawa .
Na  rozum  dziecka  to  za  wiele . Światowa  -  będzie  długo  trwała  ...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz