sobota, 11 lutego 2012

DZIECIŃSTWO cz.1 c.d.

               Zbiry  w  cholewach  czystych, lśniących. Szpicruta  chwiejąca  u  boku,
codziennie  będą  na  apelach. Zlustrują  rzesze  żywych  trupów.
Praca  i  męka, śmierć  i  rozpacz  obozu  tego  jest zaletą .
Na  bramie  szyld  szyderczy  sterczy : "PRACA  LUDZI  USZLACHETNIA" .
Pogarda  będzie  tu  dewizą  dla  nieszczęśników  tu  zwiezionych,
to  dla  nadludzi  bydło  rzeźne, nie  jakiś  tam  normalny  człowiek.
Tu  śmierć  człowieka  tylko  czeka. Obmyślą  mu  ją  Ci  panowie.
Pogarda, jeszcze  raz  pogarda, nihilizm  jest  nad  tym  obozem.
Aż  pięć  milionów  istnień  ludzkich  pochłonie  piekło  to  na  ziemi.
Po  wojnie  znajdą  się  też  tacy , co  w  obóz  ten  nie  będą  wierzyć.
Dopiero  kiedy  własną  stopą  staną  na  darni  z  ludzkim  prochem,
uciszą  się , wstrzymają  oddech, łza  nagle  stanie  im  u  powiek.
Tu  ci  panowie , z  wyższej  rasy, ponoć  aryjskiej, śmierć  tak  nieśli .
Po  latach  wszyscy  stracą  pamięć  tu o  tym  miejscu, w  Norymberdze.
Dopiero  film  dokumentalny  odbierze  im  ostatnie  słowo.
Na  sali  raptem  ktoś  omdleje. I  straszna  cisza  będzie  wołać.
Lecz  Norymberga  , czas   odległy . Rzesza  zachłanna  i  krwiożercza
idzie  na  przebój  przez  lądy . Obozów  takich  coraz  więcej .
Treblinka  będzie. Będzie  Dachau i  Buchenwald  i  setki  całe,
lecz  ten  tu , gdzieś  koło  Krakowa  przewyższy  wszystkich  brudną  sławą.
Oświęcim - jego  pełna  nazwa , tu  pięć  milionów  istnień  znikło .
Po  latach  pomnik  ostrzeżenie  przyszłym  epokom  tu  uczynią .
A  za  lat  kilka  jeszcze dalej  skarbnica  będzie  tu  ludzkości -
Unesco  wyda  taki  dekret . Ten  obóz  przejdzie  do  historii .
Los  tylko  albo  najprościejszy  zdarzył  to  chochlik  lub  przypadek ,
że  na  tym  strasznym  wielkim  placu  ja  się  tu  raptem  znalazłem ?
Dziś  byłbym  cząstką  tych  popiołów . I  cóż, że  lat  miałbym  sześć  tylko,
tu  młodsze  dzieci  uśmiercano. Ja  miałem  szczęście !  Ot  to  wszystko.
               To  pod  Krakowem  , a  w  Krakowie  osiadł  na  stałe  Frank  i  dzielnie
zaczął  sprawować  swoją  władzę. W  Wawelu  miał  apartamenty.
Wyrzynał  naród  powolutku , ale  miarowo , jak  maszyna.
Prowadził  dziennik  skrupulatnie. Każda  śmierć  w  nim  była  widna.
Każdy  swój  wyrok  na  Polakach  skreślał  podpisem  i  pieczęcią .
Tracono  coraz  więcej  ludzi. Strzelano  do  nich  już  za  wszystko :
za  to, że  szli  ulicą  cicho , że  czapkę  mieli  i  rąk  dwoje .
By  każdy  dzień  znów  ich  mniej było. Łapanki , egzekucje, doły .
W  swych  pamiętnikach  Frank  da  wyrok, że  więcej  drzew  jest  niż  Polaków.
Na  każdym  by  jednego  wieszać .Takiego  pana miał  ów  Kraków,
kolebka  Polski, siedziba  królów. I  gdzieś  to  nagle  znikło  wszystko .
Trwoga  się  tylko  wpiła  w  naród . Groziła  mu  śmierć  biologiczna .
To  już  nie  zabór  i  niewola. To  dobijanie  po  jednemu.
Rachuba, aby  za  lat  kilkanaście  nikt  nie  pozostał  na  tej  ziemi.
Zagłada  działa  się  narodu. Tylko  w  niemieckich  kartotekach
jej  koniec  gdzieś  był  określony. I  naród  krwawił . Naród  czekał . (...)

              A  ja  lat  miałem  sześć  zaledwie, gdy  wszystkie  owe  bezeceństwa
zaległy  nad  Polską , Europą , gdy  się  jawiła  kresu  klęska .
Płakałem.  Śmiałem  się . Bawiłem. Nic  nie  wiedziałem  o  tym świecie,
co  później  miałem  odkrywać  w  dojrzałych  moich  starszych  latach.
Ojciec  dostaje  przeniesienie  do  Rytra , jako  nastawniczy .
Tam  będzie  kilka  lat  pracował . Myśmy  iść  mieli  do  Łomnicy.
I  znowu  buda  kolejowa  gdzieś  z  austriackich  jeszcze  czasów.
Zatęchła, brudna  i  wilgotna. To  sto  piętnaście  onej  miano .
Numer  kolejny  budy  owej , co  ma  telefon , pokój , kuchnię
i  sień   maleńką  a  wokół  wiatry  zimowe  groźnie  dudnią .
A  koło  budki  kolejowej  pociągi  sapią  tam, z  powrotem .
Ranni  i broń , czołgi  i  działa , armaty , nawet  samoloty
porozbierane  na  nich  jadą . Tak  dzień  i  noc. W  niejednej  porze
Żegiestów  sobie  przypominałem . Willa  "Maryśka"    mnie  urosła
jak  do  luksusów  wobec  tego, co  nowym  było  nam  mieszkaniem.
Nastawał  rok  czterdziesty  drugi . Koło  Łomnicy  już  mieszkamy .
Jeszcze  rok  jeden  jest  dzieciństwa , bo szkoła  skończy jego  sielskość.
Lecz  gdzież  dzieciństwo ? Naokoło   działo  się , że  się  wierzyć  nie  chce.
Tu  do  tej  budy  nad  Popradem  okropność  czasem  też  podeszła .
               Pamiętam . Szedł  z  Południa  transport. Tor  tuż  za  budą  się  wykręcał.
Na  skutek  łuku  każdy  wagon  musi  być  na  nim  przechylony.
Z  platformy  nagle  beczka  spada , w  kartofli  toczy  się  zagonek.
Z  bratem  żeśmy  to  podpatrzyli . Już  wie  nasz  ojciec. Dalej  żwawo
we  trójkę  do  niej  pospieszamy  i  przytaczamy  pod  dom  całą.
Pod stertą  słomy  w  małej  szopce  umieszcza  ową  zdobycz  tato.
Za  dwie  godziny  po  ziemniakach uważnie  depcze  już  gestapo .
Patrzy , ogląda , beczki  szuka . Powoli  w  stronę  nas  już  idą .
Do  środka  wchodzą , zapytują  czy  beczki  z naftą  ktoś  nie  widział .
Ojciec  powiada , nic  nie  spostrzegł , że  nie  ma  czasu  patrzeć  w  pociąg.
Wychodzą , do  szopki  kukają . Pod  mały  chlewik  znów  podchodzą .
Popatrzą  nawet  do  ustępu , małej  stajenki , gdzie  dwie  kozy .
Jak  szybko  przyszli  tak  odchodzą . A  jakby  weszli  tak  do  szopki
i  trochę  słomy  odrzucili ? O  jedną   więcej   egzekucję .
Los  lub  traf  znowu  nas  ratował . Odczekał  ojciec , aby  ustrzec
podejrzeń  jakich. Po  miesiącu w  Łomnicy  żeśmy  sprzedawali
za masło, ser, ziemniaki , jajka . Ludzie  do  lamp potrzebowali .
               Do  domu  z  wolna  głód  zaglądał . Kuchni  polowej  już  nie  było.
Ciotki  nie  było  na  Łopacie . Tamto  się  dawno  zakończyło .
A  jeszcze  na  świat  przyszła  siostra , Janina  dano  jej  na  imię.
Jak  tu  pięć  osób  na  dzień  każdy  przyodziać , napoić , wyżywić.
Ojciec  pracował  dalej  w  Rytrze . Stał  na  rozjazdach . Był  zwrotniczym.
A  zawiadowca, dyżurny  ruchu , to  byli  Niemcy . Również  Niemiec
po  drugiej  stronie  na  zwrotnicach . Więc  ojciec  cenił  swoją  pracę .
Jedynym  był  nas  żywicielem . A  Niemiec  nie  za  dużo  płacił . (...)