D RU G A
księga rozwiera się szeleszcząc stronicami już nie
epok i stuleci , ale początkiem lat czterdziestych
współczesnego wieku.
Macki hitlerowskiej machiny wyciągają się
w stronę wszystkich kontynentów . We wschodniej Europie,
nad Wołgą , przeważa się szala wielkiej wojny.
A moje najmłodsze lata w podbitej ojczyźnie upływają
w Żegiestowie i Łomnicy . Przemija bezpowrotnie smutne
dzieciństwo tak , jak przemijało wtedy podobnym do mnie
dzieciom wojny .
* "MARYŚKA" - willa w Żegiestowie nad Popradem
* oficerowie III-ej Rzeszy i moje odczucia
* kościółek w Żegiestowie-Zdroju i odbudowa tunelu kolejowego
* ekspansja Niemiec : podbój Danii , Norwegii , Belgii , Holandii , Francji , Włoch i Egiptu
* aresztowania i egzekucje w Polsce
* Łemkowie w Żegiestowskiej wsi
* siostra matki pokojówką u niemieckiego inżyniera na Łopacie i przenosiny do Turki n/ Stryjem
* odwiedziny cioci i pierwsze polskie wiersze
* Niemcy na Krecie i w Grecji
* napaść Hitlera na Rosję
* Stany Zjednoczone w wojnie z Niemcami i Japonią
* miasto koło Krakowa : Oświęcim i rządy Gubernatora Franka w Krakowie
* plany III-ej Rzeszy
* nowe mieszkanie : budka kolejowa nr 115 pod Łomnicą
* piękno doliny Popradu
* pociągi - widma- z Żydami jadą do Oświęcimia
* kościół w Piwnicznej-Zdroju
* zabawy i obowiązki dziecka
* nad Wołgą , pod Stalingradem , zatrzymana ofensywa
* Alianci w Algierii i Maroku
* odwrót niemieckich armii
* niezapomniana choinka
* smutne i szybkie dzieciństwo w latach 1939- 1942
* a jednak dzieciństwo to wspaniała rzecz
* * * * *
Nastały w ten czas dni ponure , smutne wieczory , długie noce,
do sedna tej smutności wokół daremnie próbowałem dociec.
Do innej willi nad Popradem "MARYŚKA" żeśmy powrócili ,
drewniany duży , ładny czworak , pokoje na poddaszu były .
Ojciec do pracy szedł w tunelu , przez naszych był wyminowany,
a matka prała Niemcom szmatki . Oficerowie też mieszkali
na drugiej stronie owej willi . Obok polowa stała kuchnia.
Jakiś nieznany twardy język słyszałem na żołnierzach ustach . (...)
Wieczorem przychodzili do nas , chleb przynosili i cukierki,
od matki brali czyste pranie, dawali jakieś jej papierki .
Pamiętam nawet , w któryś wieczór , w sześćdziesiąt sześć jak u nas grali.
To coś krzyknęli, to znów cisza , to znowu się rubasznie śmiali.
Jam obojętny był co do nich , nim ich nie lubił , ani gardził .
Mój wiek się liczył na pięć latek , nie mogłem być zły ani hardy.
Nie rozumiałem co się stało . Na takie sprawy byłem mały .(...)
Pamiętam taki dzień , niedziela . Tu wszystko było tak inaczej .
W tym dniu mój ojciec się nie spieszył do zwykłej swojej ciężkiej pracy.
Matka nas rano ubierała w inne ubranka wraz z Ryszardem
i szliśmy w czwórkę do kościoła, a drogi spory był kawałek.
Koło Popradu szliśmy raźno , Żegiestów wieś żeśmy mijali,
potem do Zdroju pięli się pod górę . Mały kościółek stał na skałach,
jak gdyby jakieś drzewo , cały wśród liści i w konarach.
A w środku cisza , tylko czasem ktoś w jakimś bardzo dziwnym stroju
nieznanym dla mnie głosem śpiewał, później tym głosem coś znów mówił.
Na końcu wchodził na ambonę i - W imię Ojca ... rozpoczynał.
Mówił o jakimś coś Chrystusie .W kościele wtedy była cisza.
Gdyśmy z kościółka wychodzili , jakaś mnie pani podnosiła :
- Anielu , ale rośnie Alek - śmiejąc się matce tak mówiła ,
a druga znowu brata Ryśka w ramionach kołysała ,
a matka patrząc na to wszystko uśmiechać nam się polecała .
Potem w powrotną szliśmy drogę . Ojciec zostawał z kolegami,
w domu kazano grzecznie siedzieć , by nie pobrudzić znów ubranka.
Siedzieliśmy , poważne miny . Na stole wnet się zjawiał obiad ,
ojciec dochodził i we czwórkę jedliśmy tak niedzielną porą .
A po obiedzie my dwaj z matką szliśmy powoli na Łopatę ,
tam ciotka nasza pracowała za pokojówkę i kucharkę .
Inżynier Dewitz ją wynajął , tunel on tutaj nadzorował ,
Polkę , Halinę , miał kochankę . To z nią się znała nasza ciotka.
Ona jej pracę załatwiła . Niedzielną poobiednią porą
ciotka czas wolny miała wtedy . W zacisznym siadaliśmy pokoju .
Dwie siostry wspominały sobie , czasem nadeszła ta Halina ,
cukierkiem nas poobdzielała i pogłaskała po czuprynach .
Zabawki skądś nam naznosiła i świat przestawał dla nas istnieć,
a tylko siostry coś mówiły o modzie, wojnie i o wszystkim.
O tym , czym małe miasto żyje , gdy wszyscy się naokół znają.
Tak popołudnie nam schodziło . Później wracaliśmy do domu.
Pamiętam , zawsze na odchodnym, matka taszczyła wielką torbę.
Ciasto , wędliny i konserwy, nawet bombonier szelest doszedł .
Dziś wiem , z zapasów inżyniera było ukradkiem to dawane,
bo oni opływali w wszystko, wszystko, co było nam zabrane. (...)
Pamiętam , coś nieprzyjemnego . Tuż obok stacji był sklepikarz.
Sprzedawał żywność , inny towar . Często zaglądał do kielicha.
Przychodził do nas, grano w karty . Przynosił ciastka , czasem piwo .
I właśnie w któryś zwykły wieczór to nieprzyjemne się zdarzyło.
Chrupałem okrąglutkie ciastka a oni w kary raźno grali,
nagle poczułem bóle głowy i ktoś z nich piwo mi przystawił,
by tylko łyczek , że ból przejdzie , matka się głośno sprzeciwiała.
Raptem wypiłem i po chwili głowa już była ociężała .
Potem zrobiło mi się gorzej, tak źle, że jakby ścierka zbladłem,
na końcu piwo wraz z ciastkami na łóżko im zwymiotowałem.
Zaduch poczułem piwa taki , nie tknąłem go do lat dwudziestu !
Co to się w życiu nie przydarzy małemu nawet czasem dziecku !(...)
I miało dziecię swoje sprawy , zwyczajne proste dziecko wojny .
Spokojne niby moje życie. A wokół czas szedł niespokojny .
Hitlera kęsek nie urządzał . Gdy Polska padła mu do kolan,
to w swojej chorej wyobraźni zataczał sztabom szersze koła .
Szedł dziarsko Wehrmacht , but stukotał i w rok po klęsce wrześniowej
uderzył w Danię i Norwegię i opluł ją stalowym ogniem.
W tym samym roku uderzyli w Belgię , Holandię i Luksemburg .
I Europa zrozumiała , że będą dalsze klęski .
W tymże to roku dumny German szedł w defiladzie poprzez Paryż.
Nad Anglią pierwsze samoloty niemieckie piekło zwiastowały .
Włochy przechodzą do Hitlera , zajmują Libię , później Egipt .
Tak ta spirala się rozszerza . Co będzie dalej , nikt nic nie wie.
I prze ekspansja hitlerowska a czapki z trupimi główkami
podbitym ludom pokazują , co to jest Rzesza, czym jest nazizm.
Apetyt rośnie pruskiej bestii , pożera coraz nowe kraje .
Kiedy to wszystko się zatrzyma i maj znów pachnieć będzie majem ?
Lecz maj ten jeszcze jest daleki . Słowa prorocze go nie wskrzeszą .
Koło Krakowa jest miasteczko ciche, spokojne. Ale wejdzie
wnet do historii jako zgroza . Coś , co się nie śni człowiekowi.
Wyzwoliciele w nim spotkają stosy popiołów , sterty kości .
Stosy popiołów z ciał milionów i sterty kości zwykłych, ludzkich .
Spotkają hałdy ludzkich włosów i z ludzkiej skóry rękawiczki .
Komory zobaczą gazowe , zobaczą również krematoria .
Takim to tutaj będzie obóz i tak on przejdzie ad memoriam .
Tak było nie za długo przecież , zaledwie jeden rok po wrześniu ,
a tylko matki zapłakały , przepadło nagle polskie dziecko .
Tu znów mąż nie powrócił więcej do jednej z brzegu polskiej chaty.
Do Rzeszy nagle wywieziony na pracę i na kazamaty . (...)
W Żegiestów Wsi , tej , nieopodal , mieszkali Łemcy , to ich miano .
Do cerkwi w niedzielę chodzili . Bardzo robotny to był naród.
Pnie karczowali , całe lasy. Sadzili wokół jęczmień, owies.
Polacy ich tolerowali . Skąd przyszli - kto się dzisiaj dowie ?
Z Rosji ? Z Bułgarii czy dalekiej ? Pisali wszystko cyrylicą .
Ikony w cerkwiach ich jak żywe . W ołtarzach carskie wrota świecą .
Każda wieś miała własną cerkiew . Każda wieś miała swego popa .
Było tych wiosek kilkanaście . Mógłbym je tu dokładnie podać .
Jak rzekłem , pracowity naród . Na targu wtedy było wszystko :
masło i sery, jajka , kury i było tez wszelakie mięso .
Do miasta raz na tydzień wyszli o sól , po naftę i po cukier.
Wieś żegiestowską zapełniali a język ich z dialektu ruski .
To z tej wsi do nas przychodziła , a Teodora jej na imię ,
masło i mleko przynosiła , a czasem jajka lub coś inne .(...)
Po wojnie Teodorę kędyś w zachodnie ziemie wysiedlili .
Czy jeszcze żyje ? Czy pamięta odpryski żegiestowskiej chwili ?(...)
Wszak bym zapomniał . W międzyczasie tunel już otwarł torom drogę.
Dewitz opuszcza już Żegiestów . Razem z nim ciotka się przenosi .
Turka, Drohobycz, Stanisławów tam długie mosty będzie wznosił .
Zabrakło nam już ukochanej poczciwej naszej dobrej ciotki .
Już na Łopatę żeśmy nie szli . Nie było po co i do kogo .
Za to co pewien czas zjeżdżała , dość często , do naszego domu.
Opowiadała straszne rzeczy, co tam Własowcy wyprawiają ,
jak księżom na ich gołych plecach ornaty nożem wyskrobują.
Jak maltretują polską ludność , jaki los kobiet jest w ich rękach.
Włos jeżył się na mojej głowie. Nie mogłem długo tego słuchać.
Okropność wojny do mnie doszła , martwe swe przybliżyła lica.
Dane mi później będzie ujrzeć tamto i owo . Potwornica.
Ta wojna straszna . Małym dzieciom bestialstwa wpycha w małą głowę .
Lecz kto się wtedy tym przejmował , gdy z dala szły problemy nowe.
Ciotki przyjazdów nie lubiłem od tamtej straszliwej pory,
gdy głośno nam opowiadała , co człowiekowi czyni człowiek.
Mówiła jeszcze , że ten Dewitz jest bardzo ludzki . Że gdy wieczór
nastaje , na noc do swych piwnic Polaków zgarnia . Schron im czyni.
Rano wypuszcza , by gestapo nie wpadło na ślad jego skrytki .
Czasami ludzki bywa Niemiec . Nie zbrodniarzami oni wszyscy .
Znów raz , pamiętam, przyjechała z walizki książkę w rękę chwyta,
i nas przywoła do porządku , a potem wiersz jakiś czyta .
I snuje się opowieść nagła o ojcu , zbójach i o wzgórzu,
jego powrocie , ocaleniu . Jakiż się dziwny świat wynurzał .
Dziwne. Czytała to z pięć razy , bo żeśmy tego bardzo chcieli,
do dziś ten wiersz zapamiętałem - "Pójdźcie dziatki " . Epopea
powrotu ojca , ocalenia . Wiersz ,który twarde serce skruszy.
Później nam drugi wiersz czytała . Ten wiersz był o dwóch różnych duszach.
Też go pamiętam , to i owo w pamięci się już nie ostało .
Gdy starszy - chciałem znać autora . Nie dokopałem się do prawdy .(...)
Dobiegał końca ociężale czterdziesty pierwszy . A co w świecie ?
Huragan wojsk pancernych Rzeszy w Jugosławii , jest na Krecie .
Wnet Panteonem wstrząsną salwy . W Atenach kroczy Trzecia Rzesza .
Japonia , sprzymierzeniec Niemiec, na Pearl Harbour ogniem mierzy.
A w czerwcu tego właśnie roku hordy germańskie prą na Rosję .
Miliony ludzi , tysiące czołgów , tysiące ciężkich samolotów.
Listopad : będą już pod Moskwą , pod Leningradem i Rostowem.
Los Europy powolutku wydaje się przesądzony .
Niejeden pyta , jeśli kędyś tam gdzieś u góry Bóg jest w niebie,
czy nie jest z Rzeszą ? Jej marszami ? Po prostu czy nie jest z Hitlerem ?
Miliony załamują ręce i szepczą cicho z łzą u powiek :
Jeżeli Wschód też się nie oprze ? Czy jest to już prawdziwy koniec ?
A tam, na wielkich polach bitew niezwyciężona wciąż armada
pierwszy raz w biegu wolno staje . Czyżby tam była zatrzymana ?
Radość ! Wszak stoi ! Ni krok na przód . Czyżby swój trafił na swego ?
Świat z wolna oczy wybałusza . Kto atakuje ? Kto oblega ?
Speer , prawa ręka władcy Niemiec , zdwaja produkcję czołgów , armat,
a tam na wschodzie wszystko ginie , jakby do błota nagle wpadło .
I świat zatrzymał się na chwilę , jakby nad walką dwóch zwierzaków .
Kto - kogo ? Komu starczy siły ? Kto pierwszy śmiertelnie zachrapi ?
Dywizje same doborowe ze strony Niemiec , same wilki .
Rośli , wyżarci , wypoczęci . Któż oprze owej się potędze ?
Naród rosyjski się opiera . Walka się chwieje na dwie strony.
Paulus coraz to nowe wojska ściąga , skąd tylko wciąż podwody .
Tu na bezkresach dzikiej dali czołg idzie na czołg , chłop na chłopa ,
bagnet na bagnet . Już nie żarty . Tu na tych polach jest historia.
Zaczyna pisać stronę nową . Tu tylko być lub się rozstawać.
Takie zapasy Rzeszy z Rosją historia tu obserwowała .
To ta się przegnie , ta przyklęknie, ta znów zadyszy , tamta zaklnie.
Ale zapasy to prawdziwe a walka trwa jakby o świat ten.
W grudniu czterdziestym pierwszym roku , mało kto wiedział , kto zwycięży.
Miliony wojsk , olbrzymie sztaby, tysiące sprzętu i oręża .
Lecz świat się cieszył, że nareszcie teutoński but jest powstrzymany,
że znalazł się ktoś tak odważny , ktoś kto powiedział koniec , amen .
Rzekł : - Dalej ani kroku ! Wara ! A jeśli marsz - to tylko odwrót !
I głos ten rozległ się po świecie . Od wielu stolic on się odbił.
Ludziom lżej zastukały serca , rumieniec wyszedł im na lica
i coraz częściej myśli wszystkich do Wschodu , hen daleko lecą .
Gdzie huk i łomot, wycie, dymy , na ziemi gdzie nastało piekło.
Ilu myślami , ilu snami do ziemi tej dalekiej biegło ?
I jakby mało tego było , że sierp wstrzymał swastyki butę ,
to jeszcze w grudniu tegoż roku Rzesza wypowie Stanom wojnę .
Pewny jest Niemiec , dufny bardzo, w takie mocarstwo ciskać dłonią .
I bożek wojny się przygląda z wolna obydwom półkulom.
Japończyk ponad oceanem trapi okręty dniem i nocą .
Na Stany bomb swych nie wypuszcza , an ich kościoły i ich dworce.
Nie jeden raz mocarstwo owe na wojnie interes czyniło .
Teraz się musi samorzutnie w nią angażować z cała siłą .
A moje życie w Żegiestowie jest dalej ciche i spokojne .
Za rok mam iść do pierwszej klasy , często już nad tym myśli głowa ,
a szkoła aż w Piwnicznej Zdroju . Daleka do niej wiedzie droga.
Tu na tym skrawku górskiej ziemi wojna życiorys też swój kreśli.
Ktoś znów jest o coś posądzony . Kogoś wywożą znów do Rzeszy.
Egzekucyjny pluton też często się tu zbiera w rzędzie.
I znowu jeden mniej Słowianin , Pogardy macka się rozkręca .
A w mieście , tym koło Krakowa, rzędami stoi sznur baraków
i tor , co się tu nagle kończy . Ludzie pytają :
- Taki zachód i tyle pracy ? Co tu będzie ? Fabryki jakieś czy koszary ?
Czterdziesty pierwszy dał odpowiedź . Transporty ludzi tutaj zjadą
ze wszystkich kresów Europy. Szwajcar i Anglik, Polak , Niemiec,
Norweg i Czech, Grek , Portugalczyk. Każdy z nich to wróg jest i jeniec
rosnącej Rzeszy . Tu na rampie, przy której tor się nagle kończy
będzie selekcja : młodzi, starzy , kobiety, dzieci . Później rządkiem
jedni do komór , inni do baraków . Duszeni dymem i cyklonem .
Największa to fabryka śmierci , co dla człowieka wymyślił człowiek .
Miliony butów , tysiące lalek , grzebieni , pasków i odzieży
będzie palone , przerabiane lub wywożone do Trzeciej Rzeszy .
Z trupów powstaną góry wielkie kości , popiołu. Tylko trawa
bujna tu będzie . A fabryka ta będzie się wciąż rozpędzała.
Po dwóch , trzech latach dzienny przerób sięgnie tysięcy ofiar dziennie.
Wokoło druty i zasieki , przez które nawet myśl nie przejdzie.
Miliony Żydów , Słowian oraz innych narodów tutaj kres swój znajdzie.
W mękach , torturach , komorach głodu . Będzie to ukrywana prawda .
Kto jeszcze żyje , dla innego , co już jest drętwy rów wykopie.
W rowach tysiące trupów. Nafta . I ogień buchnie po okopie.
Zasypią je jutrzejsze trupy , bo jutro sami padną w fosie.
Komendant Hesse zadowolony. W śmiertelnym mieści się bilansie.
Raporty wyśle do Berlina z produkcji śmierci . Statystyka
tak straszna i prawdziwa, że później świat to pozatyka .
Cdn.